187. Arthur’s Pass National Park – New Zealand

Małgorzata Kojder

W piątek, 27 stycznia, podczas porannej krzątaniny, do kampera zagląda niespodziewany gość.

Gościa, proszonego czy nieproszonego, zgodnie z polską gościnnością, należy nakarmić. Jurek częstuje kozę sałatą…

Pogoda nadal nas nie rozpieszcza, siąpi deszcz. Lepiej może być tylko po wschodniej stronie gór. Nie ma więc na co czekać, zwłaszcza, iż przed nami jedna z najpiękniejszych dróg scenicznych w kraju – hwy # 73, bo o niej mowa, przecina południową wyspę w poprzek, przez najwyżej położoną przełęcz Alp Południowych. Odkrywcą szlaku jest Arthur Dudley Dobson, którego uhoronowano nadając przełęczy jego imię: Arthur’s Pass. Od 1929 roku istnieje tu także park narodowy o tej samej nazwie: Arthur’s Pass National Park.

Każdy, kto kocha górskie tematy, będzie tu zachwycony scenerią. Wiele szczytów znajdujących sie w granicach parku, przekracza wysokość 2000 metrów, a najwyższy z nich, Mt Murchison, ma 2400 m wysokości. Park jest więc mekką nie tylko dla górskich piechurów, ale i dla wytrawnych alpinistów. O fotografach nawet nie wspomnę…

Oprócz urody park cieszy się niestety niechlubną reputacją najbardziej niebezpiecznego w Nowej Zelandii. Wysoki wskaźnik wypadków jest tu prawdopodobnie konsekwencją kilku faktorów: łatwo dostępny ale jednocześnie trudny, wymagający doświadczenia teren, szczyty wysokie, wystawione na kaprysy pogody, bardzo strome szlaki, domagające się użycia czterech sprawnych kończyn, czasem nawet lin…
Ale góry, nawet te niezdobyte, też przecież mogą zachwycać…

Nawet nie zauważyliśmy, że opuściliśmy już teren parku narodowego. Krajobraz jednak nadal urzeka, a sceniczna droga jest nadal sceniczna 🙂

Mijamy jedną ze „spacerowych” atrakcji regionu: Castle Hill. Owieczki pięknie wkomponowują się w krajobraz.

Jedziemy dalej na wschód tak długo, aż ukształtownie terenu przestanie być dla nas atrakcyjne. Płaska dolina w Springfield oznacza koniec podróży na dzisiaj. Tu spędzamy noc, by jutro powtórzyć trasę przez Arthur’s Pass w przeciwnym kierunku. Inna perspektywa roztacza nowe widoki, umożliwia nowe spojrzenie na te same góry.
Wstajemy wcześnie. Ruszamy krótko po wschodzie słońca, więc drogę mamy praktycznie dla siebie 🙂

Ponownie wjeżdżamy do parku. A pogoda ? Cóż za różnica ! Wczorajsze chmury zniknęły bez śladu.

Korzystając ze słonecznego światła, zatrzymujemy się, by jeszcze raz popatrzeć na Otira Viaduct. To prawdziwe arcydzieło sztuki inżynierskiej. Nie z powodu formy, ta szczególnie wyszukana nie jest. Ale teren, w jakim przyszło budowniczym pracować, jest poważnym wyzwaniem. Rejon jest niestabilny i aktywny sejsmicznie, zdarzają się lawiny śnieżne i kamienne, nagle przybiera rzeka… Tak czy owak, wiadukt stoi niewzruszenie od 1999 roku.

Tu, wysoko w lasach Alp Południowych żyje endemiczny gatunek nowozelandzkiej papugi. Kea jest ptaszyskiem dużym (48 cm), inteligentnym i ciekawskim. Zewnętrzne pióra mają metalicznie oliwkowy kolor. Szkoda. że nie udało mi się sfotografować spodniej strony skrzydeł – te bowiem są jaskrawo pomarańczowe. Kea nie jest powszechnie lubiana. Uchodzi za natrętną, ale to eufemizm. Gdybym mogła przypisać zwierzęciu ludzkie cechy, powiedziałabym, iż jest zuchwała, czasem wręcz bezczelna, niszczy i kradnie wszystko, co jej w dziób wpadnie. Brak sympatii musiał być jednym z powodów, dla których od 1986 roku gatunek objęto ścisłą ochroną.

Jeszcze jedna ważna informacja dla tych, którzy niechętnie jeżdżą autem po górskich serpentynach. Tu nie muszą, przez Arthur’s Pass kursuje regularnie pociąg – Transalpine Express, którego trasa przebiega, mniej lub bardziej, wzdłuż scenicznej szosy. Całodzienna wycieczka w poprzek wyspy, od Christchurch do Greymouth i z powrotem, daje możliwość „bezkolizyjnego” podziwiania krajobrazów.

Ten wpis został opublikowany w kategorii New Zealand i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz