328. Phillip Island Wildlife Park – Victoria, Australia

Małgorzata Kojder

To będzie długi rozdział. Długi i pełen zwierząt.
Na zwiedzenie Phillip Island Wildlife Park poświęciliśmy kilka godzin. Zachęcam, mimo iż przeczytałam kilka opinii, które (eufemistycznie rzecz ujmując) entuzjastycznie nie brzmiały. No cóż, każde przedsięwzięcie ograniczające wolność, wzbudza u miłośników zwierząt sprzeciw, a w najlepszym razie – mieszane uczucia. Na korzyść tego parku niech przemówi jego wielkość (60 akrów czyli 24 hektary powierzchni) i ogromne wybiegi, dające (mam nadzieję) przynajmniej iluzję wolności. Zgromadzono tu przebogatą „kolekcję” liczącą ok. 100 gatunków przedstawicieli australijskiej fauny. Kilka z nich, mimo naszego wieku, widzieliśmy po raz pierwszy.
Do wielu wybiegów zwiedzający mają wolny wstęp. Bezpośredni, interaktywny kontakt ze zwierzętami, możliwość dotknięcia, pogłaskania, nakarmienia z ręki specjalnie przygotowaną karmą, fotografowania bez ograniczeń… sprawiają nam ogromną radość.
Spacerując między zwierzakami zdarzy nam się wdepnąć w kupę, ale akceptujemy całe „dobrodziejstwo inwentarza” 🙂
Zwiedzanie zaczynamy od dużego wybiegu dla wallaby. Dzikie – unikają konfrontacji z człowiekiem, te są wyraźnie oswojone, „obyte” w kontaktach z ludźmi, ufne, towarzyskie, ciekawskie… i głodne. Szkoda, że nie zadbano tu o trawiaste podłoże, będące naturalnym środowiskiem wallaby…

Przechodzimy obok klatek, w których na sztucznie ustawionych konarach śpią koala. Widok jest smutny, deprymujący, daruję sobie fotografowanie… Gdyby to ode mnie zależało, puściłabym je wolno na rosnące obok eukaliptusowe drzewa…
Dalej, na dużym, piaszczystym wybiegu chodzi wombat – torbacz o krępej budowie ciała, pokrytego brązową sierścią i krótkich nogach, zakończonych silnymi pazurami. Wombat większość życia spędza pod ziemią, w której kopie nory połączone ze sobą systemem tuneli. Przeciętne „mieszkanie” wombata liczy 3-4 nor głównych czyli salonów oraz kilka sypialni, w zależności od potrzeb.

Wombat jest zwierzęciem spokojnym, powolnym, biega niechętnie, tylko w w obliczu zagrożenia. Agresywnie reaguje wyłącznie w obronie nory przed intruzem. Prowadzi samotny i nocny tryb życia, tym bardziej cieszy nas jego obecność na powierzchni ziemi w środku dnia 🙂 Jest roślinożercą. Ciekawostką jest sześcienny kształt odchodów wombata (?!)
Wombat, niestety, jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem, objętym ochroną we wszystkich australijskich stanach i figuruje na tzw. „czerwonej liście” IUCN (Red List of The International Union for Conservation of Nature). Naturalnym wrogiem wombata jest dingo i diabeł tasmański.

O wilku mowa, oto Tasmanian Devil, ikonowy symbol Tasmanii, będącej jedynym naturalnym siedliskiem dzikich przedstawicieli tego gatunku. Diabeł Tasmański jest drapieżnym torbaczem wielkości małego psa o dyskusyjnej urodzie. Prowadzi nocny tryb życia, wydziela ostry odór i bardzo głośny, nieprzyjemny pisk. Potrafi wspinać się na drzewa, polować na niewielkie ssaki, nie pogardzi padliną. „Sprzątając” z drogi zabite przez samochody zwierzęta, sam pada często ofiarą aut. Diabeł Tasmański jest także ofiarą dziwnej, zakaźnej odmiany złośliwego raka twarzy. Choroba dziesiątkuje populację zwierząt w stopniu zagrażającym przetrwaniu gatunku. Tasmanian Devil jest objęty absolutną ochroną. Mój Boże, biedaki też mają swoją epidemię…

Wkraczamy do królestwa ptaków. Uwagę przykuwa nieznany nam (jak dotąd), szary, trochę podobny do sowy ptak, o krótkich nogach i przepięknych, żółtych oczach. Z zainteresowaniem czytamy tabliczkę informacyjną – to Tawny Frogmouth, po naszemu: Paszczak Australijski.

Tawny Frogmouth żyje na terenie całego kontynentu australijskiego oraz na Tasmanii i podobnie jak sowa, jest drapieżnikiem, prowadzącym nocny tryb życia. Perfekcyjny kamuflaż czyni go prawie niewidocznym.

Kolejnego przedstawiciela australijskich ptaków znam już z kilku spotkań w amerykańskich ogrodach zoologicznych. Two-Wattled Cassowary znany jest także pod nazwą Southern lub Australian Cassowary. Kazuar Hełmiasty jest nielotem, podobnie jak nowozelandzki kiwi, z którym jest spokrewniony, a ściślej mówiąc: kazuara i kiwi łączą wspólni przodkowie sprzed 40 milionów lat. Charkterystycznym szczegółem anatomicznym jest rogowa narośl na głowie ptaka.

Uwaga! Kazuar może być niebezpieczny i niestety, już udowodnił, iż zdolny jest do zadania człowiekowi śmiertelnych ran. Aż trudno w to uwierzyć, patrząc na jego piękne, zalotnie długie rzęsy…

Czaple kojarzę raczej z Florydą niż z Australią, ale jak widać, tu też dotarły. Nankeen Night Heron jest czaplą średniej wielkości, mierzącą 55-65 cm wzrostu. Gatunek ten spotkać można w Australii, Nowej Zelandii, w Indonezji i na Filipinach.

Znakiem rozpoznawczym tej pięknej czapli jest rdzawo-brązowe upierzenie skrzydeł, czarna głowa i dziób. Nie znalazłam polskiej nazwy tego gatunku…

Zwiedzanie Phillip Island Wildlife Park kończymy na wielkim, kilkuhektarowym wybiegu dla emu i kangurów. Teren jest w całości porośnięty świeżą trawą, w sporej części nawet zadrzewiony. Zwierzęta, nie przywoływane przez nikogo, wprost osaczają nas, domagając się karmy. No dobrze, wracamy więc do recepcji, gdzie kupujemy kilka torebek smakołyku i wracamy na wybieg. Jurka nie opuszczają dwie damy:

Ode mnie także domaga się pieszczot (czy raczej karmy?) młody kangurek…

Po rozległej łące spaceruje dostojnie wielkie stado „strusiopodobnych” nielotów emu.
Emu– kuzyn strusia i australijski endemit, występuje prawie na całym kontynencie i jest największym ptakiem Australii pod względem wzrostu, osiągającym nawet 1,90 m. Legendarna wytrzymałość ptaka w pokonywaniu długich dystansów i prędkość biegu do 50 km/h są faktem.

Do emu podchodzimy ze sporą rezerwą, zwłaszcza że ich silne dzioby znajdują się na wysokości naszych oczu. Wielkie ptaszyska chodzą za nami jak pieski 🙂
Na wszelki wypadek chronię soczewkę teleobiektywu…
Obawy okazują się nieuzasadnione. Gdy wreszcie odważę się podać emu karmę na otwartej dłoni, precyzja i delikatność, z jaką duży dziób chwyta drobny pokarm, nawet nie musnąwszy mojej skóry, jest zdumiewająca!!

Naszą uwagę kierujemy teraz w stronę kangurów i staramy się zaprzyjaźnić z kangurzą matką z dzieckiem w kieszeni.

Jurkowi udaje się nawiązanie kontaktu. Maluch jest raczej nieufny, większość czasu spędza całkowicie schowany w matczynej torbie, unikając jakiegokolwiek kontaktu z człowiekiem. Nie odpuszczam, cierpliwie czekam na moment, gdy z otworu na brzuchu wysunie się, choć na chwilę, główka kangurka. Jest!!

Moglibyśmy spędzić wśród emu i kangurów jeszcze kilka godzin, lecz upał i palące, australijskie słońce nakazują rozsądny powrót do rzeczywistości.
Ach, co za dzień, tak trudno się rozstać 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Australia i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „328. Phillip Island Wildlife Park – Victoria, Australia

  1. Malgorzata Sudol pisze:

    Przepiekne, ufne wollaby i kochane kangury, widac ze was polubily a szczegolnie Jurkam jak przyjaznie trzymaly za rece, nawet mama ze slodkim malenstwem. Wyobrazam sobie jakie to bylo niezwykle wzruszajce przezycie, karmic je z reki oraz glaskac.
    Za to emu wyraznie szalaly za Gosia.
    Takiej sowy jeszcze nie widzialam jest niesamowita jakby z jakiejs basni zupelnie nierealna i jaki kamuflarza w kolorach i wygladzie a kazuar ma przepiekne rzesy i faktycznie jest grozny.
    Zrobiliscie naprawde wspaniale zdjecia…gratuluje!

    • m-kojot pisze:

      Dzięki Gosiuniu za miłe słowa 🙂
      Wrażenia były faktycznie wspaniałe, zwierzęta oswojone (prawie). Jak widać, trauma związana z obcowaniem z człowiekiem jest im, na szczęście, obca…

Dodaj komentarz